Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 grudnia 2012

NOTMILKOWE PRZEMYŚLENIA NA KONIEC ROKU 2012


Przez ostatnie kilka miesięcy dużo się u mnie działo w zwiąku z tym dopiero teraz mam więcej czasu, aby przysiąść i cokolwiek napisać (jedynie czasami wdawałem się w dyskusje na blogu Pepsi). Zaczynając od zmian to przede wszystkim nowe studia, rezygnacja z mięsa i przejście na całkowity weganizm (nie wiem, czy możliwy będzie do utrzymania w te święta), na który składają się głównie owoce, zboża bezglutenowe (wcześniej moczone), zieleniny oraz nasiona z orzechami (co się da to moczę, np. len) + suplementy B12 i D3. O tym, że wszystko idzie dobrze, świadczy moje dobre samopoczucie oraz żywiołowość z jaką podchodzę do tego, czym się zajmuję. W związku z tym, że za 2 dni obchodzimy Wigilię Bożego Narodzenia i zależy nam na tym, aby było zdrowo, a przede wszystkim smacznie, rodzinnie i radośnie :)) Dlatego postanowiłem przedstawić propozycje wykonania surowego ciasta na pierniki-przepis prosty i łatwy do zrobienia w krótkim czasie. 

SUROWE PIERNICZKI BŁYSKAWICZNE:

Potrzebujemy:

120 gram daktyli (może być więcej-zależy od upodobań;) najlepiej przynajmniej część wcześniej namoczyć)

ćwierć łyżeczki startego cynamonu (osobiście wolę dodać go więcej)

ćwierć łyżeczki imbiru

mielony goździk (do smaku)

odrobina gałki muszkatołowej (lub przyprawy do piernika bez dodatku wzmacniaczy cukru, itd.) 

karob

laska wanilii

szczypta soli himalajskiej lub morskiej

ulubione orzechy: migdały, włoskie, laskowe, itd.

Przygotowanie:

Blendujemy wszystkie podane składniki na w miarę jednorodną i lepimy z nich kulki, ludziki, choinki i inne wzory, jakie podpowiada nam wyobraźnia. Potem odstawiamy do wyschnięcia lub dehydratora.

SMACZNEGO!!! :)

Inne inspiracje możecie znaleźć na tej stronie :

http://cudownediety.blogspot.com/2011/12/weganskie-swieta-barszcz-weganski.html



Życzę wszystkim radosnych świąt oraz dużo szczęścia w Nowym Roku 2013!!!





wtorek, 7 sierpnia 2012

NOTMILKOWE PRZEMYŚLENIA NA TEMAT KSIĄŻKI "KURACJA ŻYCIA"



Po walorach zdrowotnych pestek arbuza wypadało poruszyć kwestie związane ze szkodliwością produktów mlecznych. Do napisania tego posta skłoniło mnie natknięcie się na książkę dr Huldy Regehr Clark (1928-2009) Kuracja życia (polskie I wydanie 2001 z angielskiego The Cure for All Diseases 1995). Książka jest moim zdaniem kontrowersyjna, ponieważ pani ta 'tradycyjnie' przypisywała odpowiedzialność za choroby, m.in. pasożytom, wirusom, bakteriom i grzybom, które nie będą oczywiście żywić się zdrową tkanką, ale chorą, bądź obumarłą. Poza tym zdrowy system immunologiczny potrafi zwalczyć pasożyty i nie dopuści do ich rozwoju w naszym organizmie. Przecież jak w innym wypadku przetrwaliby nasi odlegli przodkowie, spożywający pokarmy wysokiego ryzyka z punktu widzenia dr Clark? Dla niej właściwie każdy pokarm powinien być dokładnie umyty, obrany (by lepiej dostrzec pleśń, która może kryć się w jakiejś jego części), wygotowany, upieczony, zawierać dodatek witaminy C w celu dezynfekcji oraz uzupełniony syntetycznymi minerałami lub witaminami. Nie inaczej prezentuję się jej postrzeganie toksyn w naszym otoczeniu. Jednak najbardziej zaskakujące okazało się dla mnie to, jakie produkty zalecała, aby uchronić się przed wieloma chorobami, wynikającymi właśnie z obecności wymienianych przez nią pasożytów. Należało do nich przede wszystkim pełnotłuste mleko. Aby lepiej przyjrzeć się jej poglądom, zacytuję jeden z podrozdziałów jej pracy:

"Wiele starszych osób stosuje niewłaściwą dietę. Jej zmiana może wiele zdziałać, zwykłe odstawienie kawy, produktów bezkofeinowych, mrożonej herbaty oraz napo­jów gazowanych i przestawienie się na receptury opisane w tej książce, może umożliwić odstawienie niektórych lekarstw.
Na zachętę dobre są gorąca woda i gotowane mleko - wyborne z bitą śmietaną, miodem i cynamonem. To utrzyma ich z dala od rozpuszczalników, kwasu szcza­wiowego i kofeiny.
Starość wcale nie jest okresem, kiedy już się nie potrzebuje mleka. Właśnie wte­dy wzrasta utrata wapnia. Mleko zawiera organiczną formę wapnia związaną z kwa­sem mlekowym i ma tłuszcz wzmagający jego wchłanianie. Z tego powodu nie po­winno się pić mleka odtłuszczonego (nie mniej niż 2% tłuszczu). Tłuszcz jest niezbęd­ny do poprawy wchłaniania wapnia.
W podeszłym wieku nie jest bezpieczne nadmierne zażywanie wapnia w tablet­kach, które dostają się do jelit, zaburzając ich funkcje i poziom kwasowości. Żołą­dek nie ma kwasów potrzebnych do ich rozpuszczenia. W przypadku wapnia w ta­bletkach należy cały czas kontrolować dawki, co nie jest konieczne w przypadku wap­nia w naturalnej postaci, jako że większość starszych ludzi nie będzie w stanie wypić więcej niż szklankę mleka (250 mg wapnia) naraz.
Nie lekceważmy jednak osób, które twierdzą, że mleko wywołuje u nich gazy lub inne dolegliwości. W pierwszym stadium trawienia musi ono zostać „ścięte" przez sok żołądkowy. Jeśli soku jest za mało, mleko przechodzi do jelit niestrawione, po­wodując problemy.
Podawanie gorącego mleka ułatwia rozpoczęcie trawienia w żołądku. Serwowane na gorąco z cynamonem spełnia dwa zadania: wzmaga wydzielanie kwasu oraz in­suliny (cynamon). Podawane z miodem zawiera dodatkowe wartości odżywcze. Posi­łek powinien zawsze zawierać też coś kwaśnego do ścięcia mleka. Składnik nie musi być dodawany do samego mleka.
Do niektórych potraw można dodawać sok cytrynowy i ocet. Najpewniejszym spo­sobem jest rozpuszczenie 1 łyżki stołowej w szklance wody razem z łyżeczką mio­du. Daje to wodzie słodko-kwaśny posmak, poprawiając jej walory smakowe. Świe­ży sok z cytryny lub ocet i łatwy w użyciu dozownik z miodem powinny się zawsze znajdować na stole. Sproszkowana witamina C (ćwierć łyżeczki) jest innym przydat­nym kwasem w przypadku, kiedy dwa pierwsze nie wystarczą.
Zwyczaj dodawania cytryny i miodu może zapewnić starszym osobom lata zdro­wia. Dodatkowy kwas spożywany przy obiedzie i kolacji (rano, przy śniadaniu, żo­łądek sam dostarcza odpowiednią ilość kwasu) poprawia ogólne trawienie i pomaga rozpuścić wapń, magnez, żelazo, cynk, mangan i inne minerały zawarte w pożywieniu, czyniąc je łatwiej przyswajalnymi.
Używanie octu i miodu w wodzie do picia zaproponował w latach 60. słynny dr Jarvis w swojej książce Folk Medicine (Medycyna ludowa). Zalecał jabłkowy ocet win­ny ze względu na zawartość potasu. Wtedy ocet robiono z dobrych jabłek. Obecnie wszystkie zwykłe odmiany octu są skażone pleśniami. Patulin, toksyna pochodząca ze spleśniałych jabłek, została dokładnie zbadana przez naukowców. Skaża ona za­równo ocet, jak i soki oraz koncentraty jabłkowe. Nie sprawdziłam, czy patulin może być niwelowany przez witaminę C. Należy używać tylko białego, destylowanego octu, nawet jeśli brakuje mu potasu, aromatu i popularności. Do urozmaicenia smaku może posłużyć rozmaitość miodów - od lipowego poczynając, na spadziowym kończąc.
Jednak miód nie należy do idealnego pożywienia. Zazwyczaj zawiera sporysz  bardzo poważną toksynę. Aby ją zniwelować, wystarczy dodać do miodu wita­minę C zaraz po przyniesieniu słoika do domu. To daje czas na reakcję witaminy ze sporyszem przed konsumpcją.
Jeśli twój podopieczny nie toleruje mleka od lat, zacznijmy od napoju „winno-miodowego" lub cytrynowo-miodowego i wykażmy cierpliwość, aż zostanie zaak­ceptowany przez organizm. Potem można dodawać ćwierć szklanki mleka do codzien­nej diety (rano, do płatków zbożowych domowej roboty). Ilość należy zwiększać bar­dzo powoli i tylko, gdy pozwala na to żołądek. Mleko musi być oczywiście przegotowane. Jeśli mleko nie jest przegotowane, wzrasta ryzyko zakażenia bakteryjnego. Musi­my być pewni sterylności mleka. Gotuj je sam, najlepiej w niemetalowym, żarood­pornym naczyniu. Podgrzewaj, aż pojawią się bąbelki i zacznie wrzeć przez 10 sekund. Kożuch możesz usunąć. Następnie wystudź je i wstaw do lodówki.
Mleko w kartonach, które nie wymaga przechowywania w lodówce, zostało już poddane sterylizacji i jest bezpieczne.
Kiedy organizm, nawet zaawansowany wiekiem, znajdzie pożywne jedzenie niepowodujące kłopotów, chce go więcej. Nie jest to sprawa smaku czy przyzwyczajenia - chodzi o strawność i brak toksyczności.
Jeśli wypijemy trzy szklanki mleka (serwatki lub maślanki) dziennie i trzy szklan­ki wody, nie będzie już miejsca (i chęci) na zwykłą kawę i herbatę oraz inne szko­dliwe napoje.
Wszyscy musimy umrzeć od czegoś, ale nie musi to być wylew, atak serca czy rak. Wybierz to, co wydaje się najbardziej palącym problemem. Najczęstsze dole­gliwości, jakie nękają ludzi w podeszłym wieku, to zaburzenia świadomości, nietrzymanie moczu, niestrawność, cukrzyca, drżenie, osłabienie, marznięcie, wrażli­wość na hałas, utrata smaku, słuchu i powonienia, bezsenność, zaburzenia pracy serca i nerek". (H. R. Clark, Kuracja życia metodą dr Clark [dalej KŻ], s. 231-233)

Wytłuszczonym w tekście fragmentom będę starał się lepiej przyjrzeć. 
*
Starość wcale nie jest okresem, kiedy już się nie potrzebuje mleka

Na początku swojej argumentacji wyraźnie sugeruje, że mleko (domyślnie krowie) i ogólnie nabiał, jest produktem niezbędnym dla ludzkiego organizmu na każdym etapie jego rozwoju, ponieważ zawiera najlepsze źródło wapnia (KŻ, s. 241). Za najlepsze źródło magnezu wskazuje z kolei tabletki z tym pierwiastkiem albo dodawanie do potraw tlenku magnezu (KŻ, s. 241). Czy jednak w praktyce nie należałoby uznać mleka i jego przetworów za równie nienaturalne źródło pierwiastka, z którym jest nieodłącznie kojarzone? Jak wiadomo każdy z ssaków spożywa mleko własnej matki do momentu, gdy nie przejdzie na dietę właściwą dla jego gatunku. Jednak ludzie w niektórych rejonach świata przystosowali się do spożywania mleka innego gatunku przez całe życie. Różne badania wskazują na to, że nastąpiło około 7500 - 4000 p.n.e. lat temu (http://www.news-medical.net/health/Lactose-Intolerance-History.aspx). Jednak i tak z pewnością spożywali je w niewielkich ilościach (głównie w okresach głodu) w porównaniu z jego konsumpcją w dzisiejszych państwach wysokorozwiniętych oraz łączeniu z innymi pokarmami (zaleca to w swojej książce dr Clark). Dlatego nie powinno nikogo z nas dziwić, że dziecko stara się bronić przed tego rodzaju pokarmem jak tylko potrafi i często pluje różnego rodzaju papkami przygotowanymi na bazie tego produktu. Rodzicie i dziadkowie rozpaczają, że nie ma apetytu, a wystarczyłoby jemu podać surowe jabłko, morele, czy inny owoc, który z pewnością z chęcią by zjadło i zaspokoiło swój apetyt. Jednak rodzice stojąc uparcie na stanowisku, że bez mleka i jego przetworów dziecko nie urośnie wmuszają je do czasu, gdy w wyniku głodu, aby przeżyć, zacznie je pić. Wtedy nie posiadają się z radości do czasu, gdy ich dziecko zaczyna chorować, ma ropne migdałki, itp. Jednak winą nie obarczają siebie, ale wrogów zewnętrznych - ciotkę, która miała kaszel i pocałowała ich pociechę, przeciąg, od którego dziecko dostało zapalenia ucha oraz spojówek, pyłki i inne (często egzotyczne) czynniki, powodujące alergie... A wystarczyłoby tak niewiele, aby to wszystko zażegnać. O nienaturalności tego pożywienia świadczą również nienaturalne zachcianki, np. na żywność z dodatkiem rafinowanego cukru, bo zawiera mało laktozy w stosunku do ludzkich potrzeb. Zawiera również niewiele lecytyny, co objawia się u dzieci wolniejszym rozwojem intelektualnym i psychicznym (http://www.wegetarianski.pl/podstrona/czytnik.php?dzial=lekarze&artykul=98). O innym czynniku przemawiającym za nienaturalnością tego pokarmu wspomina sama dr Clark, choć zapewne sama nie zdawała sobie z tego sprawy, a jest nim 'ścinanie' się mleka, co powoduje krzepnięcie, tężenie tego pokarmu. Wynika to z kwasowego odczynu soków trawiennych u osoby dorosłej. U dziecka posiadają odczyn zasadowy i dlatego dochodzi jedynie do zsiadania tego pokarmu (N. K. Sharma, Mleko - cichy morderca, s. 42). Jednak staje się pokarmem jeszcze bardziej niezdrowym w momencie podgrzania go do wysokich temperatur.

Mleko w kartonach, które nie wymaga przechowywania w lodówce, zostało już poddane sterylizacji i jest bezpieczne.

Raczej dzieje się zupełnie inaczej. Ten biały płyn oraz przetwory z niego wytwarzane stają się jeszcze bardziej szkodliwe. Obecny w nim wapń, którego ma i tak za dużo (uwzględniając wartości bezwzględne mleko krowie 118 mg {stosunek wapnia do fosforu 1,22:1} a ludzkie 33 mg/100g {Ca do P 1,83:1}), co  narusza wewnętrzną równowagę zasadową organizmu, staje się po obróbce termicznej jeszcze gorzej przyswajany (jego absorpcje w jelitach utrudniają białka zob. http://www.wegetarianski.pl/podstrona/index.php?dzial=medycyna&artykul=99) albo całkowicie bezużyteczne (tak twierdzi dr Nand Kishare Sharma, op. cit., s. 87). Poza tym złowieszczego charakteru nabierają enzymy, które w przypadku surowego mleka byłyby całkowicie niegroźne. Pod tym względem, według Elżbiety Margot Kosińskiej, wyróżnia się oxydaza ksantowa, która szybko przedostaje się z takiego pokarmu do krwiobiegu i uszkadza naczynia krwionośne (http://www.wegetarianski.pl/podstrona/czytnik.php?dzial=lekarze&artykul=98). Organizm uruchamia wtedy mechanizm naprawczy i 'łata' uszkodzone naczynka za pomocą cholesterolu. Inne z enzymów pod wpływem temperatury ulegają dezaktywacji, jak fosfataza, która jest odpowiedzialna za rozkład i przyswajanie soli mineralnych z pokarmów, a obecna jest jedynie w surowym mleku (N. K. Sharma, op.cit., s. 88). Podobnie dzieje się również z innymi składnikami, jak witaminy (m.in. poziom B-kompleks spada prawie o połowę), lecytyną (całkowicie zniszczona), laktoza (karmelizacja), białka (denaturacja, co powoduje szybsze gnicie), ulegają zagładzie aminokwasy, dezaktywacji ulega inhibitor obecny w mleku ludzkim i krowim, hamujący rozrost bakterii (mleko staje się 'zupą bakteryjną'). Jedynym, co zyskuje mleko na skutek tego procesu są trucizny, takie jak siarkowodór oraz amoniak. Mleko w kartonikach zawiera ponadto resztki chemii rolniczej, pestycydy... Niestety, wysoka temperatura zwiększa jeszcze ich toksyczność. Organizm próbuje się przed tym bronić i zostaje wytwarzana bariera w postaci śluzu, która utrudnia absorpcje składników odżywczych z jeszcze innych pokarmów (http://www.wegetarianski.pl/podstrona/index.php?dzial=medycyna&artykul=99). Racje miała dr Clark mówiąc, że pijąc wskazane przetwory mleczne nie będziemy mieli ochoty na inne rzeczy. Sam właściwie przed rokiem straciłem apetyt na cokolwiek, a jadłem 'tylko' przetwory mleczne. Dlatego chyba rozsądniejsze będzie nie stosowanie się do zaleceń dr Clark, która zmarła podobnie jak jej brat, Henry Regehr, na raka (miała chłoniaka-szpiczaka mnogiego, a oprócz tego hiperkalcemie zob. http://www.quackwatch.com/01QuackeryRelatedTopics/Cancer/clark.html), przynajmniej w tej kwestii. Zdecydowanie rozsądniejszym wyjściem jest przygotowywanie surowego, pysznego mleka z  nasion i orzechów, takich jak sezam, kokosy, czy migdały. Poniżej zamieszczam filmik, w którym Marcin przygotowuje ostatni wariant. Życzę owocnego wieczoru!!!




wtorek, 24 lipca 2012

ZDROWOTNE WŁAŚCIWOŚCI PESTEK ARBUZA



Do napisania posta, po ponad tygodniowej przerwie, skłonił mnie zakupiony wczoraj arbuz, który był pełen czarnych, smacznych pestek. Przeważnie nie przywiązujemy do nich wagi, a przeważnie staramy się wybierać okazy mające ich jak najmniej. Nie zastanawiamy się nad tym, że taka odmiana mieszańcowa nie da nam zbyt wiele życiodajnej energii, ponieważ jest jej w większości pozbawiona, o czym świadczy właśnie brak pestek. Mnie samego zaciekawiło, jakie właściwości mogą one posiadać, ponieważ nasiona krewniaka arbuza, dyni, są cenione ze względu na swoje dobroczynne działanie na skórę i włosy (sporo cynku), normują poziom cholesterolu i zapobiegają miażdżycy, dzięki dobroczynnym fitosterolom oraz zabijają pasożyty układu pokarmowego. Czy pestki arbuza zawierają również jakiekolwiek właściwości zdrowotne? Postaram się zaraz temu przyjrzeć.


Raport Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych wskazał na kilka ważnych składników, jakie zawierają nasiona arbuza, mające bezpośrednie powiązania z naszym zdrowiem:

BIAŁKO

Nasiona arbuza zawierają dosyć duże ilości tego ważnego składnika budulcowego naszego organizmu. W 108 g suchych nasion jest go około 30,6 g. Dla porównania w tej samej porcji mięsa z kurczaka są jedynie 23 gramy białka.  Pestki te składają się z kilku ważnych aminokwasów. Jednym z nich jest arginina. Należy ona do aminokwasów, które organizm sam potrafi wytworzyć. Jednak czasami jest mały problem. Organizm może mieć problemy z wyprodukowaniem jej wystarczających ilości i wtedy konieczne są dostawy z zewnątrz wraz z pożywieniem. Aminokwas ten korzystnie wpływa na stan osób, które mają problemy z chorobą wieńcową oraz podwyższonym ciśnieniem krwi. Ważny jest także dla osób czynnie uprawiających sport, ponieważ przyspiesza regeneracje komórek mięśniowych dzięki ich lepszemu dotlenieniu. Ponadto wpływa na zwiększenie syntezy hormonu wzrosty odpowiedzialnego za regeneracje naszego organizmu, co przejawia się chociażby młodszym wyglądem. Do innych aminokwasów, wchodzących w skład nasion arbuza, zaliczamy tryptofan, kwasu glutaminowy i lizynę. Ostatnie z nich wpływają korzystnie na nasze zdolności umysłowe, polepszając koncentracje oraz zmniejszając zmęczenie wynikające z wytężonej pracy intelektualnej. Według mnie coś w tym jest;)

WITAMINY Z GRUPY B

Pestki zawierają również i ten zestaw witamin (niektórzy wskazują, że mogą być uznawane za ekwiwalent suplementu witaminy B-Comlex), które zgodnie z założeniami Amerykańskiego Towarzystwa ds. Walki z Rakiem są potrzebne do przekształcania spożytego jedzenia w energie oraz pełnią inne istotne funkcje dla naszego organizmu. Jeśli przyjmiemy za wyznacznik dzienne zapotrzebowanie na poszczególne składniki odżywcze, to 108 gramów tych nasion zawiera najwięcej niacyny (3,8 mg - 19 % dziennego zapotrzebowania na tę witaminę), która doskonale wpływa na nasz system nerwowy, układ trawienny oraz stan skóry. Wspomaga również działanie wspomnianego już tryptofanu. W mniejszym stopniu pokrywają dzienne zapotrzebowanie na kwas foliowy (16%), tiaminę (14%), ryboflawinę (9%), witaminę B6 (5%) oraz kwas pantenowy (4%), który jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania każdej naszej komórki.

MINERAŁY

Pod względem zawartości jednego z minerałów pestki arbuza bardzo mnie zaskoczyły. Mam na myśli magnez. Większość z nas uważa za jego najbogatsze źródło ziarno kakaowca, które rzeczywiście zawiera go bardzo dużo (420-442 mg/100g), jednak jest to i tak mniej niż mają pestki wspomnianego arbuza (515 mg/100g). Nie zawierają przy tym w ogóle teobrominy oraz kofeiny, która zwiększa zapotrzebowanie ustroju na ten pierwiastek, a także zmniejszających jego przyswajanie szczawianów. Stąd proporcja ta w praktyce jest jeszcze korzystniejsza. Jeśli weźmiemy pod uwagę dzienne zapotrzebowanie wyznaczone na około 400 mg, to widzimy, jak to jest dużo. Pokrywają również w znacznej mierze zapotrzebowanie na mangan (87%/108 g produktu), fosforu (82%), cynku (74%), żelaza (44%) oraz miedzi (37%).

TŁUSZCZ

Oczywiście pestki arbuza posiadają dosyć wysoką wartość energetyczną (602 kcal), ponieważ w połowie składają się z tłuszczy. Jednak właściwości oleju tłoczonego z ich suszonych i kruszonych pestek są doceniane przez mieszkańców Afryki. Ma on niezwykłe właściwości nawilżające i jest istotnym składnikiem oliwek dla dzieci. Dzięki dużej zawartości NNKT eliminuje wszelkie toksyny oraz nadaje jej świeżość i elastyczność. Jego spożywanie przyczynia się do obniżenia stężenia cholesterolu we krwi, a kwasy omega 6 pomagają zredukować podwyższone ciśnienie krwi.

*

Dodam jeszcze od siebie małą uwagę w przypadku spożywania samego arbuza. Osobiście przed dwoma tygodniami doświadczyłem lekkiego spadku energii i myślałem, że jest to może detoks. Jednak przekonałem się, że wynikało to ze zbyt małej ilości płynów, chociaż jadłem sporo owoców, w tym melonów i arbuzów. To przypuszczenie potwierdził jeden z artykułów, jaki znalazłem w internecie, że woda obecna w arbuzie nie wystarczy do usunięcia nadmiaru cukru, jaki jest w nim zawarty. Organizm reaguje na to odwodnieniem. Dlatego zalecał, aby przed i po ich spożyciu napić się wody. Teraz zawsze przed konsumpcją kawona oraz słodkich owoców piję wodę i jest to według mnie skuteczne, bo szybko odzyskałem znów witalność. Poza tym radziłbym po takim posiłku owocowym zjeść przepłukać zęby wodą lub zjeść jakąś zieleninę, np. selera naciowego, ponieważ przywróci to właściwy odczyn w naszej jamie ustnej oraz zapobiegnie ewentualnemu bólowi zębów. Mam nadzieje, że te wskazówki będą pomocne, a informacje w artykule pomogą dokonać zakupu właściwego arbuza.

Wskazówki bibliograficzne:



piątek, 13 lipca 2012

LISTA WEGAŃSKICH POZYTYWÓW





Moim zdaniem jest to niezwykle sympatyczna zabawa, ponieważ  dzięki niej można poznać wiele nowych wspaniałych osób, co jest szczególnie istotne dla nowych bloggerów, do których się zaliczam:) Oprócz tego umożliwia wielu osobom z zewnątrz zobaczyć, że dzięki nowej diecie zdołaliśmy pokonać nie tylko schorzenia ciała, ale i ducha, które wcześniej nas dręczyły. Jestem niezmiernie wdzięczny za to wyróżnienie oraz zaproszenie mnie do niej przez Krystynę, prowadzącą następujące blogi: 
*
*
*
Zabawę zainicjowała Sylwia ze strony http://nomeatjustcook.blogspot.com/ , która opisała poniżej zasady i ideę tego sympatycznego dialogu między nami wszystkimi...

Ponieważ uwielbiam czytać blogi innych wegan i nie wegan też (głównie te o modzie i kosmetykach, nie o gotowaniu mięsa) obserwuję, że wielu z nas weganizm wychodzi na zdrowie (no bo jakby mogło być inaczej?). To na prawdę piękne, pokrzepiające, dające inspirację, nadzieję i to małe światełko w tunelu, że idziemy ku lepszemu, że jest nas coraz więcej, że nie chcemy już więcej być bandą ignorantów, liczącą własne profity. Jestem szczęśliwa gdy widzę ile powstaje nowych wegańskich blogów, miejsc w których można zjeść roślinny posiłek, a nawet surowy obiad. Gdy słyszę na moim małym targu od starszego pana, widocznie z siebie zadowolonego” ja nie jem mięsa!”. Gdy podsłucham rozmowę pani w sklepie ”no wiesz, Łukasz to teraz ani mleka, ani jajek…” Jestem szczęśliwa gdy czytam na waszych blogach (chociaż nie zostawiam komentarzy) że jesteście szczęśliwi, że weganizm odmienił wasze życie, że poprawiło wam się zdrowie, uroda, włosy, paznokcie, pozbyliście się wielu dolegliwości.
To wszystko zainspirowało mnie do tego, abyśmy wspólnie na zasadzie łańcuszka stworzyli listę tych rzeczy, które zmieniły się w naszym życiu po przejściu na dietę roślinną. Może ta lista stanie się takim dowodem, spisanym przez prawdziwych, zwykłych ludzi, że dieta roślinna nie zabija, a wręcz przeciwnie- pomaga! Pomaga pozbyć się chorób, poprawia samopoczucie, wygląd i postrzeganie świata. Może dzięki temu kilka osób przemyśli swoje postępowanie i postanowi coś w sobie zmienić? Każda inicjatywa jest ważna i potrzebna, każda ma szansę na powodzenie, oraz szansę by coś zmienić.
Zasady są proste. Ja zaczynam, a każda kolejna osoba (która zostanie zaproszona) kopiuje listę na swojego bloga i dopisuje maksymalnie 4 podpunkty od siebie. 4 ponieważ chcę, aby każdy miał okazję wypowiedzi bez zbędnego powtarzania się. Następnie zaprasza kolejną osobę, ta kopiuje listę, dopisuje 4 podpunkty i zaprasza kogoś następnego. Można podpisać się swoim nickiem, czy imieniem, nazwą bloga dodanymi punktami. Nie wstydźcie się napisać, że wyleczyliście się z jakiejś mało przyjemnej dolegliwości, np grzybicy. Takich przykładów ta lista pożąda najbardziej! Zrozumiałe? Mam nadzieję, że tak.
Zaczynamy:

Po przejściu na weganizm, czyli dietę opartą wyłącznie na pokarmach roślinnych:
1. Mój brzuch stał się płaski i pozostaje płaski nawet po obfitym posiłku
2. Z głowy zniknął łupież
3. Mam piękne długie włosy, które rosną w zawrotnym tempie.
4. Czuję, wdzięczność świata i zwierząt, za to, że nie przyczyniam się do ich cierpienia
Sylwia, "No Meat Just Cook"

5. Pozbyłam się wiecznej anemii
6. Znacznie zmniejszyła mi się wada wzroku
7. Zaczęłam w pełni i radości życ sercem
8. Mam cały ogrom energii, tej w ciele i tej pozytywnej w duszy
Martyna"Rozmaryna, rozwijaj się"

9. Bezboleśnie pozbyłam się nadmiaru ciała
10. Po posiłkach nie czuję się ociężała
11. Mam wręcz euforyczną wspaniałą świadomość , że moje jedzenie nie powoduje cierpienia
innych istot
12. Nie zajadam stresów , jem gdy jestem głodna
Justyna "VegeJustyna" 

13. Moje ciało krzyczy z radości bo jest przepełnione zdrowiem i energią.
14. Moją duszę światłość ogarnęła bo jedzenie pożywienia z ziemi i nie krzywdzenie innych żyjących istot poszerzyło moja świadomość i zrozumienie wszechświata w zupełnie inny sposób
15. Mój umysł stał się klarowny i myśli coraz rzadziej płatają mi niepożądane figle.
16. Poznałam najpiękniejsze istoty w moim życiu które odmieniły moje życie na zawsze<3
Ewcia

17. Otworzyłam się z ufnością na ludzi i wyszłam na Świat ze swojej bezpiecznej , przytulnej , ale bardzo ograniczającej skorupy i spojrzałam innymi oczami na Świat ; )
18. Doświadczyłam Kosmicznej Mocy Dobrej Energii , która krąży w ludziach i wokół ludzi , przenika wszystko , cały Kosmos i każdego z nas : )
19. Uwierzyłam w siebie i w to , że zarówno moje życie , jak i życie najmniejszej żyjącej na naszym Świecie istoty ma głęboki sens i właściwy cel : )
20. Jestem dopiero na początku mojej witariańskiej drogi , a już moje Ciało i moja Dusza pogodziły się w końcu ze sobą , co uważam za CUD jaki otrzymałam z góry , od Boga który kocha każdego z nas : )
Elena

21. Przestałem wierzyć w Boga, gdyż wiara jest zbędna jeśli spotykam Go każdego dnia.
22. Częściej przebywam TU i TERAZ, gdyż odkryłem, że gdzie indziej mnie nie ma:)
23. Kocham siebie i Kocham Was 
24. Odnalazłem ŚWIĘTEGO GRALA hahhahha
Marcin

Yes yes jest teraz czas na mnie 
25. Zwierzęta kochają mnie mocniej i lgną do mnie jak ja do owoców 
26. Mam wyczuloną empatię co pozwala mi rozmawiać z ludźmi na wyższym poziomie. Nie analizować i przepuszczać przez swoje filtry ich odczuć ale po prostu ich słuchać i być z nimi.
27. Zauważać jak jesteśmy połączeni i jak wartościowe jest to co najprostsze czyli dary natury. Odeszłam od nich jak każdy człowiek zachodu na rzecz czipsów i coli i wróciłam by cieszyć się surowymi owocami i warzywami prosto z grządki, krzaczka, drzewa.
28. Szanuje siebie, innych, zwierzęta i robaczki jak nigdy wcześniej i nawet na pszczołę nie gniewam się jak użądli mnie w stopę.
Ania

29. Młody wygląd
30. Wysokie libido , więcej sił witalnych
31. Nieschodzący uśmiech z twarzy 
32. Wewnętrzny spokój
Biedrona

33. Wyglądam młodziej niż kilka lat temu, ludzie myślą, że mam o 10 lat mniej niż naprawdę. Lekarze i tabletki już nie istnieją w moim świecie.
34. Przestałam się bać, zmieniłam otoczenie i pracę, która nie dawała mi przyjemności. Zaczęłam spełniać swoje marzenia!
35. Pojawiły się niesamowite zbiegi okoliczności i cudowni ludzie wokół mnie.
36. Codziennie mam w sobie więcej spokoju, więcej miłości, radości i wdzięczności. 
Alani

37.Od 21 lat nie zmieniam się fizycznie,moja waga jest prawie cały czas identyczna(oczywiście nie w czasie ciąży:),a wręcz mogę powiedzieć,że z każdym rokiem wyglądam lepiej:).Przez te lata nigdy nie byłam chora i nie chodziłam do lekarza.
38.Mam poczucie wolności i totalnego zaufania,ponieważ nie oddaje mojego losu przypadkowości tylko sama go tworzę,wybierając to co najlepsze dla mojego ciała i duszy.
39.Dzięki weganizmowi zaczełam zadawać wiele pytań i ewoluowałam w swej świadomości otwierając się całą sobą na Witarianizm.
40.Jestem sobą,żyję zgodnie z samą sobą i z naturą,czując ogromną Jedność i Miłość do wszystkiego wokół,a dzięki temu moje dzieci miały to szczęście i od początku mogły być wegankami,bez trudnych etapów,przez które większość z nas musiała przejść...
Nulina

Dieta roślinna 
41. Uratowała mi życie.
42. Uratowała mnie przed chemioterapią.
43. Mogę chodzić na swoich nogach, a powinnam mieć sztuczne biodra.
44. Mam więcej energii, chociaż lat mi przybyło, więcej czasu i witalności, aby cieszyć się życiem i robić rzeczy, które lubię.

45. Odrzucenie nabiału i praktycznie całkowita eliminacja mięsa (jem je jeszcze kilka razy w miesiącu, ale i tak postęp w porównaniu do tego, co było jeszcze przed miesiącem) sprawiła, że nie muszę się już martwić ŁZS-em i poświęcać każdego dnia wiele czasu z rana na smarowanie twarzy różnymi maściami, aby móc pokazać się ludziom.
46. Stałem się pewniejszy siebie, nie obawiam się już wzroku innych osób, bo wiem, że patrzą jedynie na mnie, a nie, jak wcześniej, na moją chorą skórę (najlepiej wygląda, gdy nie jem mięsa [m])
47. Łatwiej sobie radzę z wszelkimi stresowymi sytuacjami, życie stało się bardziej owocne (też najlepiej, gdy nie jem w ogóle m):)
48. Nie wiem już, czym jest próchnica, zapalenie ucha oraz inne choroby, a moje ciało stało się odporniejsze na wszelkie urazy :)
NotMilk "Mleko? Nie dziękuję!" - http://milknothanks.blogspot.com/ 

Następną osobą, którą teraz ja zapraszam do zabawy, jest Pepsi, potrafiąca w przestępny i często 'z przymróżeniem oka' opisuje bardziej skomplikowane zawiłości zdrowego odżywiania. Jej zapał, z jakim to czyni, udziela się z pewnością wielu z nas :) 


Udanej zabawy!!!

czwartek, 12 lipca 2012

PIJ MLEKO... BĘDZIESZ MIĘKKI - WYKŁAD PROF. VEIGHTA


Witam Was wszystkich!!!

Dziękuję za dużo miłych komentarzy pod moim pierwszym, inaugurującym ten oto blog. Dzisiaj przesyłam wykład profesora Veitha o szkodliwości produktów mlecznych na nasz organizm. Nie wszyscy mają takie nieprzyjemne objawy, o których wspominałem w swoim własnym przypadku i mogą myśleć, że przetwory mleczne nie wywierają na nich negatywnego wpływu, a nawet im służą. Jednak, czy aby na pewno? Profesor Veith przedstawia w interesujący sposób  swoje własne spostrzeżenia oraz badania na ten temat. Dlatego mam nadzieje, że długość tego wykładu Was nie zniechęci. Zawsze można obejrzeć go etapami. Według mnie warto, chociaż zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie trzeba się z nim we wszystkich kwestiach zgadzać.


Pozdrawiam Was i życzę owocnego dnia :))


środa, 11 lipca 2012

POCZĄTEK ...

Wahałem się od dłuższego czasu, czy jest sens w tym, aby zakładać bloga i to jeszcze dotyczącego tak kontrowersyjnej kwestii, jaką jest szkodliwość na ludzki organizm produktów mlecznych. W końcu od najmłodszych lat wszyscy na powtarzali, że trzeba je jeść, bo zawierają wapń (jakby ten pierwiastek jakimś dziwnym sposobem znajdował się tylko w tym oto produkcie) oraz białko, tak potrzebne do budowy naszego organizmu. Jednak, czy aby na pewno? Właśnie na tym będę się skupiał w następnych postach. Jednak w tym opiszę to, jak do tego doszło, że zainteresowałem się tematyką zdrowego żywienia.
        
W okresie wczesnego dzieciństwa, jeśli można to tak określić, okazała się celiaka, którą wykryto u mnie w wieku około roku. Z tego względu nie jadłem aż do 6 lat żadnych produktów glutenowych oraz mlecznych. Rodzina oczywiście była załamana, ponieważ przed przeszło dwudziestu laty trudno było takie nabyć, a babcia zamartwiała się, że nie będzie mnie mogła tak utuczyć jak siostry. Jadłem wówczas różnego rodzaju zupki warzywne, owoce i trochę mięsa. Ta dieta chyba mi służyła, ponieważ chorowałem bardzo rzadko. Byłem szczupły, ale mieściłem się we wszystkich normach wagowych. Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. W wieku 6 lat lekarz stwierdził, że można spróbować wprowadzać powoli wcześniej niedozwolone produkty. Aby przygotować pod te zmiany podatny grunt jadłem banany (do tej pory chętnie po nie sięgam), a potem inne produkty, takie jak jogurty, serki, sery, pieczywo, wszelkiego rodzaju słodkości, a ostatecznie i samo mleko. Do tej pory pamiętam ten okropny smak tego napoju. Było to tzw. mleko prosto od krowy. Wujek mieszkający nieopodal hodował zawszę jakąś jałówkę i sprzedawał mleko od niej. Moi dziadkowie należeli do jednych z wielu odbiorców. Starali się jak mogli, abym wypił przynajmniej kubek tego napoju dziennie. Nawet babcia pewnego razu posłodziła mleko, tak jak mojemu kuzynowi, uwielbiającemu tak przygotowany napój. Dla mnie była to jednak substancja nie do przełknięcia.

Takie zmiany w moim jadłospisie odbiły się również na wyglądzie oraz zdrowiu. Przytyłem, co było konsekwencją nie tylko zmiany diety, ale również otrzymania sterydowych leków przeciwalergicznych, ponieważ miałem nieustanny katar. Lekarz oczywiście w swojej niewiedzy stwierdził, że to alergia jest jego przyczyną. Stałem się również mniej aktywny fizyczny oraz chorowity. Zapalenia gardła, ropne anginy, zapalenia oskrzeli stały się dla mnie z czasem normalnością. Ropny katar i tak właściwie nigdy się nie kończył. Po zmianie diety pojawił się również łupież, którego nigdy wcześniej nie miałem, przekształcając się z czasem w Łojotokowe Zapalenie Skóry. Największe apogeum chorób przeżyłem w wieku kilkunastu lat, mając na zmianę zapalenie zatok i oskrzeli, które za każdym razem leczone były antybiotykami. Nie inaczej wyglądała sprawa z moimi ropnymi migdałami, których na całe szczęście mi nie usunięto. Teraz wiem, jak ciężką prace wykonywały, aby pozbyć się z mojego ciała ropy, jaka powstawała na skutek takiego rodzaju odżywiania. Podobnie jak moje oskrzela i płuca, gdzie zalegały ogromne pokłady śluzu. Antybiotyki w pewnym momencie nie mogły uleczyć tych objawów i otrzymałem w końcu serie zastrzyków. Moje zdrowie polepszyło się nieco w Liceum a następnie na studiach, kiedy w niektóre dni praktycznie nic nie jadłem, a energii miałem mimo wszystko sporo. Jednak rok 2011 okazał się dla mnie przełomowy.

Słuchając o zdrowotnych właściwościach nabiału z chęcią sięgałem po różnego rodzaju sery - białe, żółte, pleśniowe oraz jogurty. Zadziwiające było dla mnie to, że jednak nie czułem się wtedy najlepiej. Zęby wbrew pozorom nie stawały się mocniejsze, a jedynie bardziej żółte oraz bolały. Poza tym po zwiększeniu ilości nabiału w diecie i piciu pewnego produktu mlecznego, mającego zwiększać odporność organizmu, byłem wkrótce chory. Jednak najbardziej załamywało mnie to, że zaczynałem tracić słuch oraz powiększały się ogniska zapalne na mojej skórze. To sprawiało, że musiałem poświęcić sporo czasu, aby pokazać się ludziom. Poza tym zaczerwienione miejsca bardzo swędziały, bolały i pękały do samej krwi. Najgorsze było jednak to, że przestawałem słyszeć i nie pomagały na to żadne krople. W sierpniu 2011 nie słyszałem praktycznie na prawe ucho, a z lewym też nie było lepiej. Moja skóra wyglądała fatalnie, mimo smarowania maściami. Nie miałem już właściwie ochoty na nic i ciągle odczuwałem zmęczenie. Nie wiedziałem, co mi jest. Pewnego dnia zorientowałem się, że może to być skutek właśnie produktów nabiałowych, ponieważ pewnego dnia nie zjadłem w ogóle żadnego sera oraz jogurtu i poczułem się na drugi dzień lepiej niż zwykle. Wtedy postanowiłem dokonać zmian. Pierwsze dni były ciężkie, ponieważ uważałem, że bez nabiału nie przeżyję. Z tego też względu zlekceważyłem przeczytany w lipcu artykuł o ŁZS, gdzie pojawiło się zalecenie odstawienie nabiału, jako ważnego czynnika w usunięciu tych objawów. Jednak przetrwałem i odczułem szybko zmiany w postaci zwiększenia ilości energii. Straciłem wtedy również apetyt na produkty z rafinowanym cukrem. To był mój wielki sukces. Potem przechodziłem pewnego rodzaju detoks, zwiększenie w diecie ilości mięsa, zbyt mocne schudnięcie i kryzys w listopadzie. Potem zacząłem stosować się w większej mierze do zaleceń makrobiotyki, chociaż jadłem jeszcze czerwone mięso. Nie czułem się jednak zbyt dobrze. W końcu jedna życzliwa osoba doradziła mi zwiększenie ilości surowego oraz odstawienie lub znaczne ograniczenie ilości mięsa. To było właśnie to :) Teraz moja dieta składa się w około 50-60% z surowizny, a pozostałe zajmują głównie gotowane zboża oraz chleb, bez którego nie wyobrażam sobie dnia. Rezultatem tych zmian było ponowne odzyskanie przeze mnie wigoru, chęci poznawania świata, radości oraz większej pewności siebie, gdyż z mojej twarzy zeszła opuchlizna i zniknął drugi podbródek, cera stała jaśniejsza. Nie boję się już wzroku innych ludzi, bo wiem, że już nie patrzą na moje zaczerwienienia na skórze, ale na mnie, jako zwykłego człowieka. Gdy nie jem mięsa nie mam również uczucia ciężkości w brzuchu i łatwiej przychodzi mi wszelka aktywność, w tym również umysłowa. Najważniejsze jednak jest to, że nie mam już problemu z uszami od października i wreszcie mogę z moimi znajomymi normalnie porozmawiać, a nie koncentrować się na wychwytywaniu każdego słowa, jakie wypowiadają.


Nie byłoby to z pewnością możliwe bez tych osób, które na swoich blogach poruszały kwestie szkodliwości produktów odzwierzęcych na nasz organizm oraz wskazujących to, jak można żyć smacznie i zdrowo. Dlatego tym wszystkim osobom przesyłam ogromne podziękowania:) GREAT JOB !!! To Wam dedykuję tę oto piosenkę :))